wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział 36

JUSTIN
-Gdzie ona kurwa jest?! - Przeczesałem palcami włosy
-Spokojnie minęło dopiero 5 minut - David poklepał mnie po plecach
-Miała wrócić przed 22 a nie o 22. Wiem że ona by mnie nie okłamała a do tego wszystkiego nie odbiera telefonu. Jadę tam - Zerwałem się z kanapy i nim ktoś zdążył zaprotestować byłem przy drzwiach. Szybko ubrałem buty i wybiegając z domu Patrycji, pobiegłem do mojego samochodu. Najpierw pojechałem na cmentarz. Nie było jej. Później do jej domu
-Dobry wieczór - Powiedziałem gdy rodzice Kamili otworzyli drzwi
-Część Justin coś się stało? - Zapytała jej mama a tata podał mi rękę
-Jest Kamila? - Zapytałem z nadzieją
-Nie. Przecież poszła na cmentarz - Powiedziała smutno jej mama
-No tak, tylko że nie ma jej tam - Mruknąłem
-Jak to? - Jej tata prawie krzyknął
-Może poszła gdzieś - Nie wierzyłem i tak w to
-Powinniśmy jej poszukać - Zaczęli się ubierać
-Ja jej poszukam. Dam wam znać. Na razie nie róbmy zamieszania - Powstrzymałem ich
-Nie sądzę. Powinniśmy....
-Naprawdę. Dam radę - Uśmiechnąłem się
-Dobrze ale daj od razu znać
-Dobrze
Wsiadłem do samochodu i pogrzałem do rodziców Tommy'ego.
Nie było jej tam.
Znów pojechałem na cmentarz, było już ciemno
-Kamila - Krzyknąłem. Nic -Kamila!!! - Krzyknąłem jeszcze głośniej
Wsiadłem do samochodu i wybrałem jej numer. Nawet nie szedł sygnał. Odpaliłem i pojechałem do domu dziewczyn. Może już wróciła...Oby
Jechałem rozglądając się na wszystkie strony, żadnej żywej duszy. A co jak sobie coś zrobiła...Kurwa bez przerwy najgorsze myśli przelatywały przez moją głowę. A co jak to ten typ co ciągle do niej wypisywał? Tak. Kurwa że ja wcześniej na to nie wpadłem. Zahamowałem pod domem dziewczyn i biegiem znalazłem się w pokoju.
-Nie wróciła? - Zapytałem zdyszany, chociaż znałem odpowiedź
-Nie - Pokręcili głową z lekkim strachem
-Na sto procent to ten typ co do niej wypisuje. Jest 23 nie ma jej w domu, na cmentarzu u rodziców Tommy'ego. Jaja się skończyły. Musimy jej szukać - Powiedziałem na jednym tchu
-Jedziemy do Cola może uda się namierzyć jej telefon  - Patrick wstał i podszedł do mnie
-Zostańcie w domu damy sobie radę - David pocałował Klaudie w czoło i przyszedł do nas
-Racja - Przytaknął Chris i pożegnał się z Patrycją
-Ale my tu tak nie zostaniemy - Patrycja wstała
-Musicie - David powiedział stanowczo i szybko wyszliśmy z domu.
-Gdzie on mieszka? - Zapytałem otwierając drzwi i wskoczyłem na miejsce kierowcy. Dobrze że dzisiaj przyjechałem moim Range Rover'em
 -Jedź do mnie. Połączymy się z nim przez neta bo nie ma go w Kanadzie - Przytaknąłem i ruszyłem do domu Patricka
W tym samym momencie zaczął dzwonić mój telefon. Szybko wyciągnąłem go patrząc na wyświetlacz.
-Rodzice Kamili - Odebrałem
-Halo?
-Justin jest tam Kamila?
-Nie ma. Będziemy jej szukać
-Jedziemy na policję
-Dzisiaj i tak nic nie zrobią. Niech pani się na razie uspokoi. Jutro o 11 gdy jej nie będzie, dopiero proszę jechać.
-Bosz a jak jej się coś stało?
-Będziemy szukać - Tylko tyle byłem w stanie powiedzieć bo wiem ze mówiąc ze wszystko będzie dobrze, skłamał bym. Nigdy się to dobrze nie kończy szczególnie jak to jakiś psychopata.
-Dzwoń jak się czegoś dowiesz. Dobrze?
-Tak jest proszę pani - Rozłączyłem
~*~
-Kurwa - Krzyknęliśmy wszyscy razem
-To jebany psychol - Patrick przeczesał palcami włosy
-Dobra musimy wymyślić coś innego. Skupmy się - Zmarszczyłem czoło
-On wie co robi - Toby wstał z fotela
-Następnym razem musimy działać od razu - Ryan oparł ręce na kolanach i spuścił głowę.
Staliśmy wszyscy jedynie Chris siedział z kamienną twarzą, wyraźnie skupiony. Jego palce w dziwnym tempie stukały o kolano. Nagle zerwał się szybko i zaczął coś przeglądać w telefonie. Chłopacy gadali pomiędzy sobą a ja przyglądałem się Chrisowi. Bywa cichy, szalony, ale jest z nas chyba najmądrzejszy no dobra Ryan jest najmądrzejszy, ale Chris potrafi czasem coś bez zastanowienia rozwiązać. W nim nadzieja...
-Kiedy to się zaczęło - Wyrwał mnie z rozmyśleń a ich z rozmowy
-Te sms? - Zapytał Ryan
-Tak. I to prześladowanie
-Jakoś po wypadku Patricka
-Po moim? - Patrick zmarszczył brwi
-Tak. Wtedy był początek roku szkolnego. Zadzwoniła do mnie i wtedy on był pod jej domem. Czemu Kurwa za nim nie pojechałem! - Ryan uderzył rękom w ścianę
-Co w związku z tym? - Spojrzeliśmy na niego wyczekująco. Złapał głęboko powietrze i wypuścił je.
-Pamiętacie gdzie pojechała przed tym Twoim wypadkiem żeby nas szukać? - Zacisnął szczękę.
Jak na zawołanie nasze głowy uniosły się a oczy rozszerzyły. Tak na sto procent myślimy o tym samym
-Nie... - Patrick pokręcił głową
Nie jest dobrze... Patrick w tym stanie jest w stanie zrobić wszystko.
-To nie on - Zaczął ciężko oddychać -To nie może być on - Jego oczy były czarne
Spojrzał na zegarek
-Nie ma jej około 5 godzin - Zacisnął szczękę. Wszyscy wiedzieliśmy co już mogło się wydarzyć
-Działajmy - Toby podszedł do drzwi a my ruszyliśmy za nim
Patrick siedział na miejscu pasażera, głowę miał opartą o szybę a z jego wzroku nie dało się niczego wyczytać.
-Nie przejedziemy tam - Ryan przypomniał nam o tym jaki tam był wjazd
-Rozjebiemy tą pierdoloną bramę - I Patrick wrócił do życia
-Pokryjemy koszty za samochód - Powiedział Toby
-Chuj z samochodem - Docisnąłem pedał gazu. Po chwili pojawiła się ta brama. Przyspieszyłem jeszcze bardziej i z wielkim impetem wjechałem w to metalowe gówno. Mam wytrzymały samochód więc nic się takiego nie stało chociaż z zewnątrz pewnie jest cały obdarty.
Tor był pusty co umożliwiło mi szybkie dotarcie do celu. Zatrzymałem pod knajpą przy której o dziwo nie było tylu ludzi.
Patrick wyszedł...prawie wybiegł z samochodu nawet nie zamykając drzwi. Pognaliśmy zaraz za nim. Plecami do nas przy barze stał Jack. Patrick gdy go zobaczył od razu do niego podbiegł, odwrócił go tak że przyparł jego plecy do baru
-Co do kurwy?! - Krzyknął
-Gdzie on jest? - Warknął Patrick przyciskając go mocniej do baru
-Kto? - Zmarszczył brwi
-Twój jebany braciszek - Kipiał ze złości.
-Czekaj - Powiedziałem łapiąc go za ramie
-Na co?! - Warknął
Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer typa z cmentarza. Żadnego sygnału
-Swojego telefonu też się pozbył - Spojrzałem na Jacka
-Gdzie jest Kevin? - Mi powoli też puszczały nerwy
-A ja wiem? Nie ma go już jakieś 6 godzin i wybacz że on nie opowiada mi się gdzie wychodzi chociaż ma już 27 lat - Odepchnął Patricka i poprawił koszulkę. Odwrócił się z powrotem do baru...do nas tyłem
-Po tym co stało się dwa lata temu powinieneś się tym interesować - Chris się odezwał. Jack znieruchomiał i z szeroko otwartymi oczami odwrócił się przodem do nas
-Co masz na myśli? - Wydusił przełykając głośno silne
-Kamila - Tylko tyle zdołałem powiedzieć
Wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał numer najprawdopodobniej tego....chuj wie jak go określić. Sadysta...tak to idealne określenie
-Kevin gdzie do kurwy jesteś?! - Krzyknął do telefonu -Kevin! Kevin! - Odciągnął telefon od ucha i zmarszczył brwi -Co on odpierdala? - Mówił raczej sam do siebie grzebiąc coś w telefonie. Kilka razy wybierał numery i z żadnym nie uzyskał połączenia.
-Gdzie on może być? - Zapytał Toby
-Nie wiem kurwa - Jego palce bez przerwy przeczesywały włosy. W jego oczach była wyraźna panika
-Ostatnio był... - Nie dokończyłem
-Zburzyli tą fabrykę - Odpowiedział na moje nieskończone pytanie
Telefon Patricka zaczął dzwonić. Odszedł kawałek
-Jest jeszcze kilka takich miejsc. Pójdziemy do jego pokoju. Coś powinniśmy znaleźć.
-Col coś znalazł ale jeszcze nie zna dokładnego miejsca - Powiedział Patrick
-Chodźmy - Powiedział Jack i ruszył przez zaplecze na górę, a my za nim
-Gdzie ten chuj może być? - David wpadł wkurwiony do pokoju tego idioty
-Coś musi być - Mruknął Jack przeszukując szafki
-Gdzie nie raz jeździliście się bić czy coś? - Zapytał Chris
-Nie zabrałby jej w takie miejsce bo to zbyt oczywiste. - No w sumie
-Warto zobaczyć - Ryan już chyba tracił nadzieję
-A jak tylko czas stracimy? - Zapytałem
Podszedłem do tablicy korkowej, wisiały jakieś karteczki.
-A to co? - Zmarszczyłem brwi
-Co tam jest? - Patrick z Jackiem do mnie podeszli
-Zobacz - Podałem mu kartkę z dziwnymi nazwami
-To magazyny - Tutaj u nas
-Jedziemy je obszukać - Ruszyłem do wyjścia a oni za mną
-Jadę z wami - Powiedział Jack
-Jak się zmieścisz - Wzruszyłem ramionami
-Damy radę - Wpakowali się na tylnie siedzenia
~*~
Pierwszy magazyn był z jakieś 5 km od domu Patricka. Przeszukaliśmy cały i nic ani śladu. Kolejne dwa zajęły nam jakieś pół godziny bo były naprawdę wielkie.
Następny był jakieś 40 minut dalej. Była prawie 4 nad ranem kiedy zrezygnowani wchodziliśmy do 5. Jeden pokój był zamknięty na kłódkę, wzięliśmy rozpęd i wyważyliśmy je. Było ciemno jedynie małe okienko z kratami dawało jasne światło wschodzącego słońca. Na środku stało łóżko z czerwoną pościelą, duże, nie wiem i nie chce wiedzieć co on na nim robił. Przy ścianie były jakieś rury
-Świeża krew -  Wydusił David dotykając podłogi koło rury
-Nie ma ich tu. Musiał gdzieś z nią zwiać - Powiedział Toby
Telefon Patricka zaczął dzwonić.
 Szybko wyciągnął go i odebrał.
-No? - Powiedział
-Gdzie?! - Jego oczy powiększyły się
-Jesteś pewny? - Zacisnął dłoń na telefonie
-Dobra. Dzięki - Rozłączył
-Co jest? - Zapytałem
-Znaleźli jej telefon za Kanadą nie daleko lotniska. Ale lotów nie było dzisiaj ani wczoraj
-Nasz ojczym ma śmigłowiec - Jack się odezwał i wyciągnął kartkę ze spodni -Jest magazyn w Los Angeles
-Gdzie?! - Krzyknęliśmy razem...znowu
-Musimy tam być jak najszybciej on jest chory psychicznie - Jack wybiegł z magazynu a my za nim
-Kieruj - Rzuciłem kluczyki Patrickowi -Jedź do hotelu summer54
-Ten na końcu miasta? - Zmarszczył brwi wjeżdżając na ulice
-Tak - Powiedziałem krótko
Wyciągnąłem telefon i szybko wybrałem numer Scootera
-Potrzebuje samolot - Powiedziałem na wstępie
-Co?! - Krzyknął
-Sprawa życia lub śmierci - Trudno mi to przechodziło przez gardło ale taka była prawda
-Impreza? - Zapytał z kpiną
-Scooter ja mówię poważnie. Nie rób jaj. Nie w tym momencie - Łapałem z trudem powietrze
-Dobra na Summer? - Zapytał
-Tak - Rozłączyłem
-Szybciej - Ponagliłem Patricka
Docisnął pedał gazu i już po chwili usłyszeliśmy jak mój samolot ląduje na dachu hotelu. No ale refleks Scooter to ma niezły. Szybko zaparkowaliśmy i zamykając samochód wbiegliśmy do hotelowej windy. Trochę obciążenie było ale jakoś dotarliśmy na samą górę. Wbiegliśmy na dach i od razu weszliśmy do mojego samolotu.
-Justin co Ty robisz? - Nagle pojawił się Scooter
-Jedź do rodziców Kamili i powiedz że w Los Angeles na Wolt Street20 jest magazyn tam niech się zjawią gliny - Miałem już zamykać drzwi ale mnie zatrzymał
-Co się stało?
-Teraz nie mam czasu. Zrób tylko to o co Cię poprosiłem - Drzwi się zamknęły
KAMILA
-Kurwa - Krzyknął ten idiota -Nathan kurwa oni wiedzą gdzie jesteśmy
-Co robimy? - Zapytał tamten lekko zmieszany
-Śmigłowiec mojego ojca...Lecimy do LA - Wyszli z pokoju zostawiając mnie samą w tym ogromnym pokoju. Skóra mnie piekła, a głowa tak pękała z bólu że nie mogłam już wytrzymać. Ten psychol uderzył mnie tyle razy że za piętnastym przestałam liczyć. Nic nie mówił, śmiał się tylko i bił coraz mocniej. Po chwili pojawił się ten kolesi...chyba Nathan.
-Idziemy - Powiedział podchodząc do mnie
-Gdzie?! - Udało mi się powiedzieć jednak nie uniknęłam bólu który przeszedł przez moją twarz.
-Lecimy do Los Angeles - Odwiązał mnie od tego słupa i pociągnął w górę. Nie robił tego agresywnie, całe szczęście.
-Po co?  - Przed oczami zrobiło mi się ciemno i poleciałam do tyłu
-Bo tutaj nas znajdą - Objął mnie w tali i zaprowadził do drzwi.
Więcej nie pamiętam. Obudziłam się w samolocie z głową na kolanach tego chłopaka. Bym podniosła głowę i pomimo tego że on nie był taki zły jak tamten to bałam się go, ale głowa mnie tak bolała. Mam dziwne przeczucia nie tak dawno miałam usuniętego tętniaka, a teraz takie coś. Nikogo wokół nie było
-Boli mnie głowa - Mruknęłam w końcu i zacisnęłam dłoń na jego spodenkach, zwinęłam się na siedzeniu i przyłożyłam dłonie do głowy.
Nic się nie odzywał tylko dłonią gładził moje włosy. Zaczynam się bać...
-Zaraz będziemy na miejscu
~*~
Tutaj pokój był prawie taki sam jak w poprzednim pomieszczeniu. Czarne ściany i sufit i te łóżko...
Nathan...przyprowadził mnie do tego pokoju i kazał usiąść pod ścianą z kratami. Przypiął mnie do nich kajdankami... Wstał i spojrzał ostatni raz na mnie...ze współczuciem?
-Musisz być gotowa na najgorsze - Spuścił głowę i wyszedł
Oparłam głowę o kraty i cicho się modliłam żeby ktoś mnie znalazł. Pociągnęłam ręce i od razu tego pożałowałam bo metal zaczął uciskać moje nadgarstki.
Drzwi gwałtownie się otworzyły a do środka wszedł ten psychol.
-Część - Ukucnął przede mną
Nie odpowiedziałam po prostu patrzyłam prosto w jego oczy
-Języka nie masz? - Zaczął się śmiać
-Odpowiadaj mi kurwa - Krzyknął uderzając mój policzek
-Pierdol się - Spojrzałam na niego
-Zły ruch - Popchnął  mnie tak że leżałam z rękami uniesionymi nad głową. Stanął nade mną i kopnął mocno w żebra. Odchyliłam lekko głowę w tył z bólu
-A teraz mi powiedz. Jak tam sprawa z twoim ukochanym? Och zapomniałbym....nie żyje. Jak mi przykro - No i uderzył w czuły punkt. Czułam jak moje oczy powoli zachodzą mgłą. Nie, nie mogę. Muszę być silna. Nie mogę mu pokazać jak bolą mnie jego słowa. -Chyba aż tak nie tęsknisz bo widziałem jak pocieszał cię Bieberek. - Zaśmiał się i ukucnął nade mną -Pewnie przewraca się teraz w grobie...
-Zamknij się - Wydarłam się prosto w jego obleśną twarz, która była naprzeciw mojej
-Oj. Czyli jednak coś tam jeszcze do niego czujesz? Myślę że możesz się ze mną zabawić tak jak z nim - Oparł dłonie po obu moich bokach
-Za nic - Powiedziałam z obrzydzeniem
-Akurat ty masz tutaj najmniej do gadania. Będę cię pieprzył aż do nieprzytomności. Mam nadzieję że jeszcze tego nie robiłaś. Będzie więcej zabawy - Uśmiechnął się szeroko, a nasze twarze dzieliło kilka centymetrów
-Świnia - Splunęłam mu w twarz
-Ty suko - Wstał i wytarł wierchem dłoni ślinę z policzka
-Nathan - Krzyknął a w drzwiach szybko zjawił się chłopak
-Co jest? - Zapytał nie patrząc na mnie
-Odepnij jej kajdanki i przypnij ją do łóżka. Trochę się zabawimy - Mruknął i zniknął za drzwiami.
Tamten chłopak podszedł i zrobił to co mu kazał. Pomógł mi wstać i Odwiązał sznur z moich nóg. Szybko wykorzystałam sytuację i zaczęłam mu zwiewać.
-Ej! - Krzyknął i ruszył w pogoń za mną
Tamten dureń zostawił otworzone drzwi więc bez największego problemu wybiegłam na długi jasny korytarz. Lewo czy prawo?
Wybrałam lewo. Szybko zaczęłam biec w tamtym kierunku i były jedne drzwi. Otworzyłam je i weszłam do środka... jakiś magazyn. Usłyszałam kroki. Szybko pobiegłam za ogromną szafę, których nie było tutaj mało
-Kurwa byłem dla ciebie dobry. Uwierzy że teraz się to zmieni - Warknął ten chłopak podchodząc do jednej z szaf. Szybko przejrzał kąty, a ja odruchowo złapałam za coś twardego i ciężkiego. Podniosłam do góry i w tym samym czasie ktoś szybko zasłonił mi usta, a to coś w mojej ręce pozostało na wcześniejszym miejscu.
-Ciiii - Wyszeptał mi do ucha ten obrzydliwy głos
Nathan powoli zbliżył się do miejsca w którym stałam unieruchomiona przez tego debila. Kiedy chłopak spojrzał w naszą stronę
-Buuu - Krzyknął Kevin a zaraz potem wybuchł śmiechem
-Kurwa - Warknął tamten
-Dlaczego pozwoliłeś jej uciec? - Nagle spoważniał...tak on zdecydowanie jest chory
-Jakby ci kopa w jaja zasunęła to też byś nic nie poradził. Tym bardziej że to był solidny kop -
Spojrzałam na niego z miną WTF? Czemu on to powiedział? Nic przecież mu nie zrobiłam
-Ach więc to tak? To też możesz ją ukarać. - Oczy chłopaka otworzyły się szeroko -Albo nie... - Widziałam jak tamten wypuszcza powietrze z ulgą? -Ty musisz to zrobić. - Szczerzył zęby wyraźnie zadowolony z tego co wymyślił.
-Czemu? - Zapytał
-Bo tak powiedziałem - Zmieniał nastroje co sekundę. -A co cykasz? - Zaśmiał się z niego
-Nie o to chodzi....
-A o co?!
-Nic już nie ważne
-No więc bierz ją i zrób to co ci wcześniej kazałem - Popchnął mnie na niego.
Szybkim krokiem przemierzaliśmy korytarz a kiedy znaleźliśmy się w pokoju tamten krety znów gdzieś poszedł. Nathan popchnął mnie na łóżko i mocno pociągnął za moje ręce na co syknęłam z bólu.
-Co ty kurwa zarobiłaś - Warknął i mocniej pociągnął za kajdanki na moich nadgarstkach
-On mnie zabije? - Zapytałam bez żadnych emocji
-Możliwe - Mruknął cicho i szybkim krokiem wyszedł z pokoju.
Westchnęłam i lekko się spięłam kiedy do pomieszczenia wszedł ten psychol. Z szerokim uśmiechem wszedł do środka i szybkim krokiem podszedł do mojego łóżka.
-Czego ty ode mnie chcesz? - Zapytałam z jadem w głosie
-Zabawy - Usiadł na łóżku obok mnie i z za pleców wyciągnął dość duży nóż. Przymknęłam oczy i czułam jak każdy mięsień w moim ciele napina się. Dopiero teraz zaczęłam czuć strach. Usiadł na mnie okrakiem na co ja zaczęłam się wiercić pod nim
-Spokojnie mała - Uśmiechnął się i przejechał końcem noża po mojej koszulce. Wcześniej nie wiem jakim cudem ale została zerwana ze mnie moja skóra.
-Co ja ci takiego zrobiłam? - Zapytałam łapiąc głęboko powietrze. Na chwilę zatrzymał się kłując mnie ostrzem noża w brzuch -Nie lubie jak się mnie olewa - Spojrzał na mnie a jego oczy pociemniały.
-Nie wiem o co ci chodzi. Nie rozumiem cie jesteś psychopatą! - Wstrząsnęłam
-Nikt nigdy mnie nie zrozumie! - Warknął i uderzył mnie w twarz
-A teraz się zamknij jak chcesz jeszcze trochę pożyć - Uderzył z pięści w mój brzuch, a ja zaczęłam kaszleć. -To ci nie będzie potrzebne - Wsadził pod spód mojej koszulki nóż i rozciął materiał. Resztę rozerwał i odsunął na boki tak że zostałam w samym staniku
-Zostaw - Powiedziałam szeptem bo nie miałam siły już krzyczeć
-Hahaha to dopiero rozgrzewka - Uśmiechnął się a koniec noża znów przejechał po moim brzuchu -Aż szkoda takiego ciałka - Zjechał z mojego ciała i usiadł w moich nogach. Rozpiął mi guzik i rozporek i pociągnął za nogawki tym samym ściągając ze mnie spodnie. Szybko zacisnęłam uda i przymknęłam oczy. Wiem co on chce zrobić i już chyba nic mi nie pomoże.
-Nathan! - Krzyknął a w drzwiach pokazał się chłopak
-Co jest? - Zapytał i spojrzał na mnie a jego oczy dwukrotnie się rozszerzyły
-Twoja kolej - Uśmiechnął się triumfalnie i zszedł z łóżka
-Stary daj spokój - Chciał wyjść ale tamten stanowczo mu zabronił.
~*~
Podszedł do łóżka i wdrapał się na nie patrząc dziwnym wzrokiem na mnie... Przełknęłam głośno śline i próbowałam się choć trochę zgiąć ale na marne.
-Dotykaj jej - Powiedział ten idiota stając obok nas. Z kieszeni spodni wyciągnął małą kamerę i zaczął to filmować. Moja głowa odwróciła się w drugą stronę a pod powiekami zebrały się łzy. Poczułam na szyi mokre obleśne pocałunki
-Proszę nie - Wydukałam cicho ale on to olał
Moje spojrzenie wręcz błagalne powędrowało w stronę tego psychola, wziął sobie krzesło i usiadł na nim, nie trzymał już kamery. W jego dłoni była jakaś tubka.
-Dotykaj jej! - Powtórzył donośniej i rozpiął sobie rozporek. Bosz on jest obleśny i chory psychicznie. On chce sobie...przy mnie? Na te myśl zrobiło mi się nie dobrze.
Jeszcze gorzej było kiedy dłoń tego chłopaka wsunęła się pod mój stanik i zaczęła ugniatać i niby masować moja pierś. Pierwsza łza spłynęła po moim policzku. 




 Robiło mi się słabo kiedy łapczywie zaczął całować moje usta tak nachalnie ze z odruchu ugryzłam go a on krzyknął
-Kurwa - Warknął w moje usta i zacisnął mocno dłoń na mojej piersi. Zabolało.
-Puści mnie - Kolejne łzy wyleciały spod moich powiek
-Za późno - Uśmiechnął się a jego dłoń dotąd trzymana na mojej dłoni znalazła się na materiale moich majtek, mocno ściskając moje centrum.
Z boku usłyszałam jęk, nawet nie chciałam patrzeć na to co on tam robi
-Popatrz na mnie - Usłyszałam jego głos i jeszcze bardziej skręciłam głowę w drugą stronę
-Powiedziałem spójrz kurwa na mnie - Nie posłuchałam
-Suka - Krzyknął -Złaź z niej! - Prawie zrzucił tego chłopaka ze mnie, a sam zajął jego miejsce
-Po raz kolejny to robisz. Znowu mnie olewasz a wiesz że ja tego nie lubię.- Zaczął pięściami uderzać w mój brzuch, a ja zaczęłam się dusić. Wziął do ręki nóż i uśmiechnął się szeroko przejeżdżając językiem po końcu ostrza. Cała drożałam a łzy... już nad nimi nie panowałam. W najmniej oczekiwanym momencie wbił ostrze noża w moje biodro i zaczął jechać powoli w górę. Robił to tak wolno ze coraz bardziej bolało. Wbijał coraz głębiej a z drugiej strony uderzył pięścią w moje żebra. Kiedy nóż znów posunął się kawałek do góry a później na dół, usłyszałam jeszcze tylko głos który mógł mnie z tego wyciągnąć. Mógł?
-Ty skurwielu - I zapadła grobowa cisza i ciemność
Czy wszystko pozostanie tak samo, kiedy mnie już nie będzie? Czy książki odwykną od dotyku moich rąk, czy suknie zapomną o zapachu mojego ciała? A ludzie? Przez chwilę będą mówić o mnie, będą dziwić się mojej śmierci – zapomną. Nie łudźmy się, przyjacielu, ludzie pogrzebią nas w pa­mięci równie szybko, jak pogrzebią w ziemi nasze ciała. Nasz ból, nasza miłość, wszystkie nasze pragnienia odejdą razem z nami i nie zostanie po nich nawet puste miejsce. Na ziemi nie ma pustych miejsc.

------------------------------------------------------------------------------
Bardzo dziękuje za wszystkie komentarze.
Przepraszam za opóźnienie no ale tak wyszło.
Bardzo, bardzo przepraszam!!!
KOMENTUJCIE!!!

3 komentarze:

  1. BOSKI już nie mogę się doczekać następnego rozdziału <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow..boski! Błagam, nie kończ pisać tego bloga! :C

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG.... To jest genialne, super rozdział czekam na następny *-*

    OdpowiedzUsuń