niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział 21

Oczami Kamili
Po słowach lekarza musiałam usiąść bo zrobiło mi się słabo mój przyjaciel Patrick jest w stanie krytycznym, tyle razy mi pomagał a ja mu nie mogę pomóc dlaczego? Dlaczego ten świat jest taki okrutny? A w dodatku lekarz nie chce nam nic więcej powiedzieć. Od razu po tym jak lekarz powiedział że Patrick jest w stanie krytycznym Ryan wybiegł ze szpitala, Chris poszedł gdzieś długim korytarzem zostałam tylko ja i Toby i David. Byli załamani tak samo jak ja
-Zadzwonię do jego rodziców. Powiedział Toby i wyszedł na zewnątrz
David siedział obok mnie i miał głowę oparta o ścianę widziałam jakie ma zaszklone oczy. Wtuliłam się w jego pierś, poczułam jego silne ramiona wokół mojej tali a głowę wsadził w moje włosy objęłam go mocno w pasie i zaczęłam płakać
-Powiedz proszę że będzie dobrze. Zapłakałam w jego koszulkę i ścisnęłam ją mocniej
-Chciałbym ale nie mogę. Poczułam że moja szyja robi się mokra co znaczył że płakał mój David płakał. Chciałam podnieść głowę ale mi nie pozwolił tylko wcisnął swoją głowę bardziej w moją szyję
-Nie płacz proszę, wszystko się ułoży musi być dobrze
-Ale nie jest...
Znów próbowałam podnieść głowę i tym razem mi się udało spojrzałam na jego twarz która była mokra od łez wytarłam jego policzki i objęłam rękoma szyje żeby go mocno przytulić co oczywiście odwzajemnił.
-Będzie na pewno. Pocałowałam jego czoło a on mnie znów przyciągnął do uścisku.
W tym momencie z sali gdzie był Patrick wybiegła pielęgniarka i zaczęła wołać lekarza ten szybko wbiegł na sale do Patricka. Stałam oszołomiona nie wiedziałam co się dzieję patrzyłam ja coraz więcej lekarzy wbiega do sali a po chwili biegli korytarzem tym długi co wcześniej poszedł Chris a własnie gdzie on jest? Jeszcze stamtąd nie wrócił ale co się dziwić chciał odetchnąć rozumiem go. Moje rozmyślenia przerwał hałas kółek łóżka leżał na nim Patrick był po podłączany do różnych kabli pchali jego łóżko w stronę tego korytarza wręcz biegli z nim zaczęłam biec za nimi chciałam złapać za jego łóżko ale zostałam złapana w pasie i przyciągnięta do czyjegoś torsu
-Dajmy im działać a tak możemy wszystko pogorszyć. Głos Davida dał mi do zrozumienia że miał rację. Płakałam jak nie normalna David okręcił mnie przodem do siebie przytuliłam go tak mocno jak tylko potrafiłam dziękowałam teraz Bogu że on tu został że mnie nie zostawił nie wiem co bym bez niego zrobiła.
Minęły już chyba z 2 godzinki a na tamtym korytarzu nie było żywej duszy wolałam tam nie iść po prostu bałam się co mogę tam zobaczyć. Siedziałam na podłodze przytulona do Davida po chwili widziałam że ktoś idzie długim korytarzem, nie myliłam się był to Chris szedł jakby w  nim życia nie było usiadł obok nas na krześle dlatego żeby spojrzeć na niego musiałam podnieść głowę
-Gdzie byłeś? Zapytałam
-Tam. Kiwnął głową w stronę korytarza
-Tyle wiem ale po co tam byłeś? Złapałam za jego dłoń
-Przejść się a teraz stałem chyba z godzinę pod salą gdzie przywieźli Patricka. Ścisnęłam jego rękę mocniej na co spojrzał w końcu na mnie. Widziałam w jego oczach ból i....strach?
-Chris co oni tam robią? Wstałam i spojrzałam na niego pytająco. On puścił moja rękę i zakrył dłońmi twarz. Zauważyłam że David spojrzał na niego również wystraszonym wzrokiem a pon chwili stał obok mnie
-Co ty tam widziałeś? Spytał nie pewnie jakby bał się odpowiedzi. Chris podniósł głowę do góry i spojrzał po nas.
-Już chyba z 30 minut go reanimują. Spuścił głowę i przejechał nerwowo palcami po włosach po czym pociągnął za ich końcówki
-c..co r...robią? Wybełkotałam i zakryłam dłonią usta
-Powiedz że żartujesz? David złapał za krzesło które stało obok niego i rzucił nim o ścianę że całe się roztrzaskało aż podskoczyłam
-Walczą o jego życie... Chris powiedział przyciszonym głosem. Nagle podbiegła do nas ochrona
-Prosimy o wyjście  ze szpitala tutaj ma panować spokój. Zwrócili się do Davida
-Jak ja mam być kurwa spokojny jak mi kumpel umiera co? Przybliżył się do tego ochroniarza  tak blisko że rawie się stykali
-Po pierwsze to uspokój się a po drugie przykro mi z powodu twojego kumpla ale są tu tez inni pacjenci
-Przykro? Widziałam wściekłość w jego oczach Chris chyba tez bo wstał.
-Wyjdziesz czy mamy cię wyprowadzić?
-Chuj mi możecie zrobić! Pierwszy raz widziałam go w takim stanie jeszcze niedawno wydawał się być oazą spokoju a tu takie coś. Zaczął się szarpać z tymi ochroniarzami aż Chris do nich podbiegł złapał Davida za ramiona i wyprowadził ze szpitala no tak teraz zostałam sama ale ja nie mogę go zostawić. Szłam długim korytarzem tam gdzie prowadzili Patricka. Szłam i wydawało mis ie że ta droga nigdy się nie skończy aż doszłam do sali z której właśnie wychodziła cała gromada lekarzy przez przezroczysta szybę widziałam Patricka miał po podłączane  jeszcze więcej kabelków zatrzymał się przy mnie dość młody lekarz 
-Czekasz na kogoś? Zapytał
-Jestem przyjaciółka Patricka ale niestety nikt nie chce mi nic powiedzieć. Patrzyłam ciągle w szybę gdzie leżał Patrick  z oka poleciała mi łza
-Przykro mi ale obowiązuje nas tajemnica lekarska. Odwróciłam się w jego stronę
-Wiem
-No dobrze powiem co nie co, ale przysięgnij mi że nikt się o tym nie dowie bo wtedy już nie będę miał pracy
-Obiecuje nikt się nie dowie
-Dobrze wiedz chodź. Położył dłoń na moich plecach i skierował w stronę jakiegoś pomieszczenia.
-Patrick Steven?
-Tak
-No jest poważnie chory. Jego życie wisiało na włosku przez 40 minut reanimowaliśmy go udało się ale niestety na razie oddycha za niego maszyna. Nie jest dobrze ale jest lepiej niż było bez przerwy jest pod okiem specjalisty nie długo ma przylecieć kardiolog wie nieco więcej od nas. Niestety następnego kroku nie będziemy mogli podjąć póki nie zjawia się jego rodzice nie mamy o nim żadnych informacji.
-Rozumiem. A jak jest z nim teraz
-Za dobrze z nim nie jest, za duże przemęczenie i wysiłek, nerwy tez na to wpływają no ale jak już powiedziałem póki nie mamy jakichkolwiek wiadomości o nim nie możemy nic zrobić, nie możemy podać jakichkolwiek leków ponieważ może być na coś uczulony a to jeszcze większe zagrożenie dla życia
-Bardzo panu dziękuje naprawdę nie mam pojęcia jak panu dziękować
-Po prostu niech nikt się nie dowie
-Dobrze, jeszcze raz bardzo bardzo dziękuje.
Wyszłam z tego pomieszczenia i podeszłam do szyby patrzyłam na Patricka biedny tak mi go szkoda. Gdzie ci chłopacy się podziewają
Oczami Justina
 Miałem wolne 4 dni i byłem dość blisko Stratford miałem taka cholerną ochotę tam jechać iść do Kamili. Nie nie nie nie mogę tak ciągle o niej myśleć muszę w końcu znaleźć inną tak dzisiaj impreza na pewno jakaś laska się znajdzie. Poszedłem do łazienki i wziąłem zimny prysznic, ogoliłem się i postawiłem moje włosy później ubrałem się tak


   


Była 22.00 tłum w mojej chacie był taki że ledwo co można było przejść laski były w takich miniówach, że prawie było im dupy widać. Szczerze powiem że żadna nie była interesująca wręcz przeciwnie były odpychające nie lubię dziewczyn które chodzą w ciuchach tak małych ze aż widać im więcej niż mają zakryte. Stałem właśnie przy stole z alkoholem podeszła do mnie laska w różowej sukience zmierzyłem ją od góry do dołu całkiem niezła figura spojrzałem na jej twarz u puściłem oczko na co ona się uśmiechnęła i wtedy wszystkiego mi się odechciało na zębach czerwona szminka fuuu zrobiłem minę jakbym się wystraszył i odszedłem. Wyszedłem na dwór kolo basenu stała fajna laska miała czarną sukienkę do połowy ud bez ramion długie opalone nogi a na nich czarne wysokie szpilki, jej głowę pokrywały loki, zbliżałem się do niej i gdy miałem do niej zagadać telefon w moich spodniach rozdzwonił się. Mruknąłem ''kurwa'' pod nosem i wróciłem do środka przepychając się przez tłum dopiero teraz dojrzałem kilka fajnych lasek. Wszedłem do swojego pokoju przynajmniej tam było cicho telefon dalej dzwonił wyciągnąłem go na ekranie wyświetlił mi się Toby ''po co on do mnie dzwoni znów chce się kłócić czy tym razem powie że Kamila jest jego'' nie chciałem odbierać ale nie dawał za wygraną wiedz odebrałem
-Halo! Warknąłem do słuchawki
-Cześć
-Czego?
-Możesz milej? Spytał spokojnie
-Ta haha haha śmieszny jesteś co chcesz? Ostatnio dzwonisz i się kłócisz a teraz jakby nigdy nic dzwonisz i mówisz cześć myślisz że ja jestem jaki.....
-Patrick jest w szpitalu! Przerwał mi i wydarł się do słuchawki, a mi było głupio że tak zacząłem
-Co Patrick? Dlaczego, co się stało?
-Biliśmy się i miał atak
-Nie raz już miał atak
-Wiem ale tym razem nie jest dobrze od rana jest nie przytomny
-Jesteś z nim?
-Nie nie mogłem jestem na torze
-Przyjadę
-Nie nie musisz będziemy cię powiadamiać jak coś się będzie działo nie musisz przerywać koncertów on by tego nie chciał
-Mam przerwę zaraz wsiadam w samolot i będę
-No jak chcesz...
-Toby poczekaj
-Hmmm?
-Sory że tak naskoczyłem
-Spoko
-To cześć
-No cześć
Po tych słowach rozłączyłem się i od razu zadzwoniłem do Scootera
-Siema stary co tam? Jak impreza?
-A no spoko spoko słuchaj muszę jechać do Stratford teraz
-Co? Czemu? Po co?
-Patrick jest w szpitalu znów miał atak
-Mam samolot załatwić?
-Tak proszę
-Dobra zaraz po ciebie będę i jadę z tobą
-No ok
Miałem chwile żeby się umyć i przebrać wskoczyłem pod prysznic i wyszorowałem swoje ciało razem z włosami wyszedłem i wysuszyłem się z włosami zrobiłem to co wcześniej wynik końcowy taki:

 


zbiegłem na dół poszukałem Tygi stał otoczony laskami
-Stary chodź na chwilę. Powiedziałem klepiąc go w plecy
-Przepraszam moje panie zaraz wracam. Powiedział do nich a ja się zaśmiałem -Co jest, gdzie ty się wybierasz że się tak wystroiłeś?
-No właśnie bo ja muszę jechać do Stratford
-Co? Teraz?
-Tak nagła sprawa
-Coś się stało?
-No kolega w szpitalu leży
-A no stary to leć.  Poklepał mnie po plecach
-Zostawiam moją chatę pod twoją odpowiedzialnością
-Spoko i tak miałem dzisiaj nie chlać
-No to pilnuj
-Będę nie martw się idź bo chyba Scooter przyjechał
-No dobra siema
Wybiegłem z domu i wskoczyłem do samochodu Scootera przez całą drogę do mojego prywatnego samolotu nic się nie odzywał wiedział że to i tak nie pomoże. Po 15 minutach wysiedliśmy na lotnisku a te paparazzi już tam byli i skąd oni wiedzą o tym że ja mam gdzieś lecieć spojrzałem pytająco na Scoota
-Co myślisz że w takim przypadku bym rozgłos robił? Zapytał
-Już sam nie wiem co myśleć ale skąd oni by się tu wzięli?
-Przecież oni na taką chwilę jak tak ta czekają wieczność
-No dobra nie ważne chce już tam być
Jak najszybciej przemknęliśmy do mojego samolotu i wbiłem w fotel a koło mnie zjawił się Scoot 
-Stary wszystko będzie dobrze
-On cały dzień jest nie przytomny, ciekawe jak teraz
-Będzie dobrze zawsze był silny
-No tak
Resztę lotu nie odzywaliśmy się do siebie jak wylądowaliśmy od razu pojechaliśmy pod szpital wpadłem do środka było pusto co było trochę dziwne spojrzałem na zegarek no tak po drugiej w nocy, światła były pogaszone podszedłem do recepcji siedziała tam starsza pielęgniarka. W duchu dziękowałem Bogu że tak mało dzisiaj wypiłem 
-Dobry wieczór 
-Dobry wieczór chłopcze szukasz kogoś?
-Tak Patrick Steven jest tutaj taki?
-Ach tak biedny chłopak
-Mogłaby mi pani powiedzieć gdzie on leży?
-A jesteś kimś z rodziny?
-Nie jestem przyjacielem. Zmierzyła mnie od góry do dołu 
-Niestety nie mogę udzielać informacji nikomu kto nie jest z rodziny
-Proszę tylko o numer pokoju to chyba nie tak wiele?
-Nie ale nie mogę
-Proszę niech się pani postawi w mojej sytuacji
-No dobrze pokój 103 proszę iść tym długim korytarzem 
-Bardzo pani dziękuję 
-Tylko cicho bo niektórzy śpią
-Dobrze jeszcze raz bardzo dziękuję
Ruszyłem ciemnym korytarzem co trochę zerkałem na drzwi 44,45,46..... jak to daleko. Scoot pojechał do mojej mamy i dziadków żeby poinformować ich gdzie jestem i co się stało. Szedłem i szedłem a droga wydawała się nie mieć końca. W końcu pokój nr 101 ''jest'' mruknąłem w duchu nikogo nie było tam co mnie zdziwiło no ale co się po nich spodziewać ciekawe gdzie oni poleźli i co robią. Pewnie jak tylko dowiedzieli się w jakim stanie jest Patrick nie chcieli więcej słuchać no cóż byliśmy sobie bardzo bliscy. Podszedłem do szyby w drzwiach nr, 103 leżał bezwładnie na łóżku  cały w przeróżnych jakiego tylko się chce koloru kabelkach wyglądał strasznie biały jak ściana jeszcze nigdy tak źle nie wyglądał. Spojrzałem obok niego na krzesełko bo coś się tam poruszyło i zobaczyłem jej drobniutkie ciało.....
Oczami Kamili
Krążyłam ciągle koło pokoju Patricka aż w końcu usiadłam zrezygnowana na ławeczce a z oczu znów polały mi się łzy tym razem myślałam o Patricku i o chłopakach gdzie oni są, co robią, miałam nadzieję że nie zrobią jakiejś głupoty. Była już 23,00 a nadal nikogo nie było żaden lekarz nie udzielił mi jakiejkolwiek informacji co cholernie bolało, zastanawiałam się tez kiedy wrócą jego rodzice może z nimi się dogadam i wiedziałabym więcej o stanie Patricka. W tym momencie z rozmyśleń wyrwał mnie głos lekarza tego co pomógł mi wcześniej
-Chcesz do niego wejść? Zapytał a ja otworzyłam szeroko oczy
-Mogłabym? Zapytałam z niedowierzaniem 
-Rozmawiałem z innymi lekarzami i pozwolili pod warunkiem że mu nic nie zrobisz. Zaśmiał się
-Tak bardzo panu dziękuję. Przytuliłam go
-Jestem Victor 
-Miło mi Kamila
-Mi również. Wiedz Kamila możesz wejść do niego na kilka godzin tylko staraj się być cicho
-Dobrze będę
-Wiedz zapraszam. Otworzył drzwi, a ja położyłam dłoń na usta i zapłakałam usiadłam obok niego na krzesełku ale najpierw pocałowałam jego czoło. Ciągle trzymałam go za dłoń był blady strasznie blady, ale jego stan się trochę poprawia po lekach podanych przez tego kardiologa, zarządził że należy podać mu te leki wiedz tak tez zrobili i pomogło od jakiegoś czasu sam oddycha ale jeszcze ma maskę ponieważ jest duże ryzyko, co do jego serca padło nawet słowo przeszczep choć ja ciągle się modle żeby to nie była prawda żeby on mógł samodzielnie funkcjonować dalej tak jak było, jest jeszcze młody.  Był już tak poźno jeszcze żaden z chłopaków nie zjawił się tutaj, siedziałam dalej wpatrując się to w Patricka to w urządzenie do którego był podłączony położyłam głowę na jego kolanach i głaskałam jego dłoń. Nagle usłyszałam lekki stukot w szybę za mną myślałam że to któryś z chłopaków, i się nie myliłam. 
                         Odwróciłam głowę do tyłu żeby spotkać te brązowe tęczówki o mało co spadłabym z krzesełka na którym siedziałam ''czy ja mam zwidy czy tam stoi Justin'' kiwnął palcem żebym do niego podeszła. Odwróciłam się z powrotem do Patricka wstałam i znów ucałowałam jego czółko po czym wyszłam.
-Hej. Powiedział i podrapał się po karku
-Hej. Odpowiedziałam i spojrzałam na moje buty wydawały się takie interesujące. Panowała niezręczna cisza, ale on ja przerwał
-Jak on się czuje?
-Nie jest dobrze ale też nie jest aż tak źle
-Aha
-Nom a co ty tu robisz?
-Toby dzwonił i wszystko mi powiedział a że mam przerwę to postanowiłem przyjechać
-Mówisz o tym tak spokojnie... Powiedziałam i usiadłam na ławeczce 
-No chyba nie jest aż tak źle?
-Nie jest źle? Justin on jest nieprzytomny od rana chyba z 3 godziny temu dopiero przestała oddychać za niego maszyna wcześniej reanimowali go przez 40 minut rozumiesz on mógł umrzeć. Zaczęłam płakać Poczułam jak mnie obejmuje nie myśląc o tym co zaszło pomiędzy nami wcześniej wtuliłam się w niego potrzebowałam teraz kogoś.
-Nie płacz skarbie wszystko będzie dobrze
-Nie potrafię
-Na pewno on jest silny
-Wiem
ścisnęłam go jeszcze bardziej a on mnie
-Gdzie chłopaki?
-Sama nie wiem Ryan jak się dowiedział że jego stan jest krytyczny wyszedł, Toby wyszedł żeby zadzwonić do jego rodziców i nie wrócił, David wpadł w furie jak się dowiedział że walczą o jego życie i Chris musiał go wyprowadzić tak zostałam sama
-Już nie jesteś sama, zostanę z tobą
-Dziękuję
-Nie dziękuj. Pocałował moje czoło 
Podniosłam głowę i spojrzałam na niego miał uśmiech na twarzy ja też się uśmiechnęłam. Złapał delikatnie za mój podbródek i pocałował moje usta a ja to odwzajemniłam
''Czy ja znów całuję Justina Biebera?''
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
HOŁ HOŁ HOŁ :D
 Siemka jednak napisałam przed świętami bo już jestem w domciu:) 
Myślę że choć trochę ciekawy??
Kocham wasze komentarze takie długie... i dziękuje za życzonka:)
Kocham was<3
Następny rozdział dodam dopiero jak będzie tutaj 15 komentarzy wiem że stać was na to :0
A to z okazji świąt:
Małą gwiazdkę przed świętami
Przyjmij proszę z życzeniami
Może spełni się marzenie
Białe Boże Narodzenie
Lub, gdy przyjdzie Ci ochota
Niech to będzie gwiazdka złota
Bo, gdy spada taka z nieba
Wtedy zawsze marzyć trzeba
No, a jeśli tak się zdarzy,
Że srebrzysta ci się marzy
Możesz także taką zdobyć
I choinkę nią ozdobić
Gwiazda, gwiazdce zamrugała
I choinka lśni już cała
Naszych marzeń jest spełnieniem
Bo jest piękna jak marzenie
A pomarzyć czasem trzeba
Każdy pragnie gwiazdki z nieba.

Zdrówka kochani i Justinka pod choinką:)
KOMENTUJCIE!!!
Pytać:
http://ask.fm/aneczka2735
I zapraszam tutaj:
http://love-you-like-a-long-song.blogspot.com/











6 komentarzy:

  1. piękny! . ;) Jezu na prawdę świetny !!. Dodasz jutro albo dziś kolejny/? Byłabym wdzięczna. ;3
    A z okazji Świąt życzę ci abyś spędziła je w gronie znajomych i pijanego Sylwestra <3 Żebyś spotkała Justina ;D Tylko mi go nie zabierz bo ugryzę XD
    Nie no , ale tak serio to spełnienia marzeń. ;)
    Zapraszam na mojego bloga :
    szalona--milosc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny *.* Czekam na nn <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Zostalas nominowana do Libsten Award :D Wiecej inf u mnie: http://karla-justin-ichhistoria.blogspot.it/2013/12/libsten-award.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Niesamowita historia *-* Czekam na więcej :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam .! ;*
    Zapraszam do sb http://welcome-back-cassie-jdb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń